Kiedy pomaganie szkodzi

Polski świat osób zainteresowanych tym co się dzieje w Afryce zelektryzowała w ostatnich dniach debata nad kampanią charytatywną w którą zaangażował się zespół Big Cyc. W ramach tejże kampanii nagrano nową wersję znanego utworu „Makumba” gdzie dzieci z wspieranego ośrodka śpiewają po polsku (z wyuczonymi fonetycznie zwrotkami) przeróbkę słynnego utworu. Jest to kolejna odsłona kampanii fundraisingowej na rzecz szkoły muzycznej prowadzonej przez brata Benedykta Pączkę wspierająca ambitny projekt w jednym z najbardziej zniszczonych przez wojnę domową  krajów w Afryce.

Teledysk wywołał burzę emocji i dyskusję na temat stereotypów w Afryce typu: jestem z Afryka, nie ma tu nic tylko kurz na ulicach ( …) oraz użycia podopiecznych w promocji zbierania funduszy. Akcja doczekała się krytycznych głosów opublikowanych w Gazecie Wyborczej, na różnych portalach poświęconych Afryce typu Afryka Inaczej a także licznych głosów broniących cały pomysł z wpisem Skiby włącznie. Jak zwykle czytając komentarze można odbić się od jednej skrajności w drugą skrajność: ci potępiający cały pomysł nie widzą, że założenie szkoły muzycznej w jednym z najmniej uprzywilejowanych krajów Afryki (RŚA – nie mylić z RPA!), gdzie wojna i bieda stawiają mieszkańców w rozwoju społecznym czy gospodarczym już nie tylko daleko za Europą czy Azją, ale i za takimi krajami jak Kenia  – zasługuje na uznanie i szacunek oraz na wsparcie! Do tego na teledysku widać że afrykańskie dzieci autentycznie mają z tego nagrania frajdę i zabawę a do tego i duży talent muzyczny.

Z drugiej strony, teksty typu „ogólnie tu tylko bieda, pewnego dnia pojawił się białas i powiedział że zrobi tu hałas”… zgrzytają utartym w Polsce wyobrażeniem Afryki jako jednego kontynentu, gdzie wszędzie – od Kairu po Kapsztad panuje bieda, wojna, prostytucja i korupcja.

Burza w sieci jak i samo wydarzenie promocyjne (które raczej pomoże zbiórce na szkołę muzyczną) jest wynikiem zderzenia się dwóch narracji i w chyba w niezamierzony sposób wpisuje się w coraz bardziej powszechną dyskusję na temat pomocy w Afryce.

Pierwsza narracja to znana nam z wielu reportaży, apeli i próśb potrzeba wspierania dzieł misyjnych, schronisk, szkół, przedszkoli czy infrastruktury. Od wielu lat jesteśmy bombardowani prośbami o wsparcie tego czy innego projektu gdzie prośby o pomoc często przedstawiają beneficjentów (najczęściej dzieci) co oczywiście ma zachęcić do udzielenia pomocy finansowej. Nasza praca z ofiarami handlu ludźmi również w jakiś sposób się w to wpisuje, chociaż ograniczenia związane z bezpieczeństwem ofiar nie pozwalają nam brać udziału w  projektach typu adopcja na odległość, czy też publikować zdjęć naszych podopiecznych.

Z drugiej strony jest coraz większa presja na opisanie Afryki wbrew stereotypom. Tu wpisują się projekty prowadzone przez Afrykańczyków w Polsce, ale też i podróżników (nie turystów!) oraz innych osób bardziej związanych z tym kontynentem. Narracja ta koncentruje się na idei niezrozumienia Afryki, kontynentu który mocno okrzepł po okresie wojen i destabilizacji związanym z Zimna Wojną. Według tej narracji Afryka chatek pokrytych trawą choć nadal istnieje, to jest spychana przez wielkie konglomeracje miejskie, wzorowane na Europie i Ameryce, rolnictwo i wielkie projekty infrastrukturalne. To także kontynent gdzie dzikie zwierzęta można zobaczyć raczej w ZOO lub w rezerwatach, ale za to można się w każdej restauracji zalogować do internetu i zadzwonić do dowolnego miejsca na świecie. To wreszcie kontynent gdzie obok biedy istnieje luksus, który daje impuls do rozwoju, ale też różnorodności, a różnica pomiędzy mieszkańcem Burkina Faso a Mozambiku może być porównywalna do tego jak różni się Fin od Greka. Minusem tej narracji jest wrodzony instynkt do ustawienia się na przeciwnym biegunie wobec wszystkiego o czym mówi narracja pierwsza – przekonałem się o tym kiedy chciałem zachęcić kilku Afrykańskich celebrytów w Polsce jak np. Posła Godsona do naszego projektu przeciwko handlowi ludźmi. Odpowiedzią było, że problem niewolnictwa już się w Afryce dawno skończył, więc nie powielajmy stereotypów, a współczesny handel ludźmi to chyba bardziej w Polsce niż w Afryce…

Tymczasem kiedy w naszej polskiej rzeczywistości ścierają się te dwie narracje (a nam osobiście jest daleko to każdej z nich, bo tak samo jak jesteśmy niechętni projektom używającym stereotypu to tak samo mamy świadomość że życzeniowe myślenie o Afryce nijak ma się do rzeczywistości – wystarczy zapoznać się z literaturą typu raporty o stanie handlu ludźmi w krajach Afryki) trwa o wiele ważniejsza, ogólno afrykańska debata. Zapoczątkowały ją kilka lat temu środowiska afrykańskich aktywistów, które zaczęły kwestionować tzw wolonturystykę – turystykę wolontariacką. To zjawisko kiedy niedoświadczeni, choć pełni dobrych chęci młodzi ludzie z Europy i Ameryki chcąc zrobić coś dobrego poświęcają miesiące a nawet lata na pracę w różnych projektach pomocowych – najczęściej właśnie z dziećmi. Ich pobyt w krajach Afryki jest najczęściej na bieżąco komentowany w mediach społecznościowych takich jak Instagram, gdzie zdjęcia z budzącymi litość słodkimi Afrykańskimi dziećmi działają według starej angielskiej maksymy: open your hearts and your wallets – otwórzcie swoje serca i portfele.

Chęć pomocy, często (choć nie zawsze – bo wiele projektów wolontariackich ma naprawdę sens i zmienia życie otrzymujących pomoc!) niczym prawa podaży i popytu spotyka się z chęcią organizacji miejsc gdzie te dobre intencje mogą znaleźć upust. I w ten oto sposób obok projektów nakierowanych na autentyczną pomoc pojawiają się organizacje których celem jest zarobienie na prowadzeniu tego typu działalności. Domy dziecka stają się odskocznią dla zaradnego dyrektora by podnieść poziom życia, zmienić samochód na nowy model oraz wynająć dom w luksusowej dzielnicy. Wszystko to sprytnie zakamuflowane, żeby darczyńcy nie wiedzieli, że ofiarowane pieniądze nie będą wydane na posiłek dla dzieci ze slumsów a na czesne córki dyrektora w elitarnej szkole międzynarodowej. Co więcej, kiedy popyt chęci wolontariackiej turystyki jest większy niż podaż można tą ostatnią sztucznie zawyżyć. I wtedy mamy do czynienia ze sprytnym organizowaniem beneficjentów aż do ekstremalnych przypadków instytucjonalnego handlu ludźmi. Tak, niektóre domy dziecka albo kupują dzieci od rodziców, by następnie przedstawić je jako bezdomne dzieci ulicy lub też na siłę przetrzymują swoich podopiecznych by strumyk pieniędzy dalej wpływał na konto organizacji. W naszej pracy kilkukrotnie mieliśmy nieprzyjemność walczyć z takimi zachowaniem, ocierając się nawet o sądy lub też otrzymując pogróżki od właścicieli schronisk, którzy poczuli się zagrożeni ujawnieniem ich ciemnych interesów. Tragedią jest to, że takie byty dokonują podwójnych krzywd – szkodzą podopiecznym którzy często są trzymani w podłych warunkach wbrew ich woli i potrzebie, ale też krzywdzą wolonturystów, których intencje, czas a przede wszystkim środki finansowe nie zmienią nic poza wzbogaceniem się cwanych jednostek. 

I choć wiele instytucji, w tym i ambasady polskie, apelują o rozwagę i rozeznanie komu i jak chce się pomóc, to proceder ten nie tylko nie ustaje a wręcz przybiera na sile – z kolejnymi już pokoleniami pełnych idei przyjezdnych których wykorzystuje się krzywdząc przy okazji tych, którym chcą pomagać.

Afryka się zmienia. Nowe technologie, zwłaszcza w dziedzinie komunikacji, umożliwiły lepszą koordynację pomocy, ale też i lepszą wymianę myśli, do której są zaproszeni tak Afrykańczycy jak i przyjezdni. Wiedza o przemianach na kontynencie coraz bardziej kształtuje opinię całych społeczeństw. Jeżeli naprawdę chcemy pomóc to zainteresujmy się tym co się na Czarnym Lądzie dzieje. Wyjście poza utarte schematy postrzegania Afryki, które nierzadko mają swoje korzenie w powieści o Stasiu i Nel może dać lepsze efekty i naprawdę zmienić życie konkretnych ludzi. A chyba o to w tym wszystkim chodzi! 

Autor tekstu: Radosław Malinowski
Autorka ilustracji: Agata Moskal-Łukasik

Dane kontaktowe

©2024 Fundacja HAART Poland